Karkonosze -> Legendy -> O Kruczych Skałach
|
W odległej przeszłości mieszkało w Karpaczu dwóch braci i jak zawsze to bywa w ludowych opowieściach, jeden był bogaty a drugi biedny. Bogaty był laborantem. Wyrabiał przeróżne lekarstwa z górskich ziół, zbieranych przez ubogie kobiety karpackie. Był skąpy i oszukiwał na wadze przy skupie zebranych przez nie górskich kwiatów i korzeni roślin. Natomiast biedny brat był drwalem i od wiosny do zimy siekierą i piłą ciężko pracował w lesie przy wyrębie drzew na opał i na budowę chat dla ludzi. Miał liczną rodzinę i chorą żonę, więc często do jego ubogiej, kurnej i starej chaty zaglądała Bieda i Nędza. Szczególnie wiosną, gdy na przednówku wszelki pokarm drogo kosztował, często brakowało w jego chacie choćby kromki czarnego, suchego chleba.
Nie współczuł biednemu bogaty brat, który nie wiedział co to jest głód i chłód. Nigdy w biedzie mu nie dopomógł, ani też żadnego lekarstwa chorowitej żonie bezpłatnie nie dał. Natomiast drwal nigdy nie zwracał się o pomoc do swego brata, gdy jednak któregoś dnia jego dzieci tak bardzo były głodne, że już z głodu zaczęły puchnąć, udał się z prośbą o trochę mąki. Skąpemu bogaczowi zrobiło się jednak żal dać coś bezpłatnie, a ponieważ wiedział, że drwal nie ma pieniędzy, zażądał za kilkanaście garści mąki obydwoje jego oczu.
Biedny drwal, chcąc ratować swe dzieci od śmierci głodowej, wyraził zgodę na utratę wzroku. Pozwolił się okaleczyć, lecz gdy oślepiony powrócił do chaty z małym workiem mąki, pojął iż ratując teraz swe dzieci od śmierci głodowej, nie .będzie już nigdy mógł pracować w lesie. Dlatego kazał codziennie rano odprowadzać się nad Niedźwiadę, której brzegiem wiodła wąska i kręta ścieżka z Karpacza przez Sowią Przełęcz aż do odległej, czeskiej Małej Górnej Upy.
Siadał przy tej ścieżce i od przechodzących nią ludzi wypraszał żywność lub nieliczne grosze na chleb. Później zatrudnili go przemytnicy, szmuglujący przez Karkonosze tytoń, tabakę i rum. Płacili mu, by co noc wysiadywał na ścieżce i światłem ogniska dawał sygnały o ewentualnych zasadzkach organizowanych przez królewskich urzędników celnych w dolinie. Przesiadywał więc często całe noce nad Niedźwiadą, zasypiając na trawie przy szumie płynącej wody. Urzędnicy celni, przechodzący dość często ścieżką nad brzegiem potoku, nie zwracali uwagi na ślepca i jego ognisko uważając, że żona zapomniała odprowadzić go na noc do chaty.
Którejś nocy kaleki drwal nie mógł zasnąć i około północy usłyszał jakieś ptaki, które trzepotały skrzydłami przelatując nad jego głową i siadały w pobliżu miejsca, gdzie leżał. Trwało to dłuższą chwilę, a gdy ucichły do uszu ślepca dobiegły dziwne dźwięki. - Uspokójcie się, siostry sowy! - usłyszał głos płynący ze skały - Dziś, jak co roku, w Sowią Noc zleciałyśmy się z całych Karkonoszy by tu, ludzkim głosem opowiedzieć sobie najciekawsze wiadomości zebrane w miejscach, gdzie znajdują się nasze gniazda. Ja, sowa znad Niedźwiady, mam prawo zabrać głos jako pierwsza i chcę was powiadomić, że najstarsi mieszkańcy Karpacza opowiadają, iż w Sowią Noc woda Niedźwiady ma moc cudownego leczenia ludzi. Każdemu ślepcowi przywrócić może wzrok, jeżeli trzykrotnie zamoczy dłoń i trzykrotnie przemyje nią swe oczy, wypowiadając równocześnie słowa: "Skała, sowa, woda, mrok, ty Niedźwiado zwróć mi wzrok".
Później odezwał się inny ptak. - Ja jestem sowa znad Łomniczki i chcę poinformować was, siostry moje, że w wodzie potoku nad którym znajduje się moje gniazdo, nieco niżej wodospadu spływającego kaskadami po stromym, kamienistym stoku, znajduje się duży, płaski głaz, a pod nim leży ukryta w wodzie bryła szlachetnego kamienia, tak wielka jak konewka używana do pojenia bydła. Można ją wydobyć spod owego głazu o północy, w setnym dniu po dzisiejszej nocy i tylko przy świetle pochodni sporządzonej z koszuli dziecka urodzonego w Nowy Rok, nasyconej woskiem z kościelnych świec.
Po tej wypowiedzi zabrała głos następna sowa. Jej gniazdo znajdowało się nad Złotym Potokiem, który płynie w Białym Jarze. - Chcę powiedzieć wam, że nad brzegiem Złotego Potoku, trzynaście kroków na zachód od miejsca, gdzie oddaje on swe wody rzece Łomnicy, znajduje się niewielka sterta kamieni. Spoczywa pod nią szkielet pewnej kobiety, zabitej przez mieszkańca Karpacza o nazwisku Kruger. Pod tym szkieletem ukryty jest skarb. Odnajdzie go tylko ten człowiek, który kości kobiety przeniesie i pochowa w poświęconej ziemi.
Mówiły po niej inne sowy znad potoków i rzek Karkonoszy, lecz ślepy drwal nie słuchał już. Podczołgał się nad brzeg Niedźwiady, trzykrotnie zamoczył dłoń w jej bystrej i chłodnej wodzie. Przemywał swe zapadnięte powieki na oczodołach, wypowiadając za każdym razem zapamiętane słowa. Odzyskał rzeczywiście wzrok, powrócił do domu, a potem udał się do Białego Jaru. Odszukał pod stertą kamieni szkielet zamordowanej kobiety, o której wspominała sowa i przyniósł go do wsi. Potem własnoręcznie pochował go na cmentarzu w poświęconej ziemi, a nawet poprosił księdza z Miłkowa, by pokropił kości poświęconą wodą i odprawił nad nimi egzekwie.
Następnego dnia odnalazł skarb, który niepojętym sposobem sam wysunął się spod kamieni, na których niegdyś położono zwłoki kobiety. Była tam nieduża, żelazna skrzynia, mocno przeżarta rdzą, a w jej wnętrzu znajdowały się ponad dwa funty złotych monet, jakaś biżuteria kobieca i poczerniały ze starości złoty kielich kościelny.
Ten kielich podarował drwal zdumionemu plebanowi miłkowskiemu za udział w pogrzebie, prosząc o trochę wosku ze świec ołtarzowych kościoła. Potem powędrował do Jeleniej Góry, gdzie sprzedał u złotnika znalezioną biżuterię, a za otrzymane pieniądze zakupił nową odzież i żywność dla rodziny. Przez następne dni chodził po Karpaczu i okolicznych siołach, rozpytując się o dziecko urodzone w Nowy Rok. Znalazł takie w Ściegnach, nabył jego starą koszulę, owinął nią kij i nasycił roztopionym woskiem ze świec z kościoła w Miłkowie. Z przygotowaną w ten sposób pochodnią liczył skwapliwie dni, które minęły od Sowiej Nocy i wysłuchania rozmów sów nad Niedźwiadą.
Dokładnie w setną noc od tamtej daty udał się drwal do Kotła Łomniczki i w pobliżu szumiącego wodospadu odszukał płaski kamień, wspomniany przez sowę. Przy świetle pochodni, wytężając wszystkie swe siły, parokrotnie próbował poruszyć kamień, lecz ten pozwolił się przesunąć dopiero po północy. Ukazała się pod nim duża bryła aleksandrytu, która w świetle pochodni zalśniła ślicznym, ciemnogranatowym blaskiem.
Dla biednego dotychczas drwala nastąpiły radosne dni. Przestał myśleć o głodzie, stale dotychczas zagrażającym jego rodzinie. Za pieniądze uzyskane ze sprzedaży szlachetnego kamienia rozpoczął budowę nowej, obszernej chaty, a sąsiedzi jego i brat - laborant, nie mogli się nadziwić jakim cudem ten biedak odzyskał wzrok i stał się bogaty. Drwal jednak nie zataił niczego. Opowiedział bratu o Sowiej Nocy, spędzonej w pobliżu skał nad Niedźwiadą i o wszystkim czego dowiedział się od mówiących tam ludzkim głosem sów.
Od tego czasu laborant zaczął przemyśliwać, czy nie warto byłoby chodzić co noc nad Niedźwiadę pod owe skały i czekać Sowiej Nocy, by podsłuchać co będą mówić sowy ludzkim głosem. Zapragnął zdobyć większe skarby od brata. Zaczął nawet marzyć co zrobiłby z uzyskanym bogactwem. Zdecydował oślepić się i codziennie wieczorem chodził nad Niedźwiadę z nadzieją, że wkrótce nastąpi Sowia Noc. Wierzył, że wytrwa w swym postanowieniu, mimo chłodów, deszczów i śniegu. Chodził cierpliwie przez kilka miesięcy, a paląca chęć zysku dodawała mu sił i zagrzewała go do wytrwania w postanowieniu.
Którejś nocy usłyszał nad głową szum ptasich skrzydeł i z radością pomyślał, że to już zlatują się. sowy na coroczne spotkanie. O północy doszedł go od strony skał chrapliwy głos ptaka. - Słuchajcie mnie, bracia kruki! Dziś, w Kruczą Noc, zlecieliśmy się tu ze wszystkich gór Dolnego Śląska, by opowiedzieć sobie najciekawsze wiadomości zasłyszane od ludzi na naszym terenie. Ja, kruk z Karkonoszy, pozwalam sobie zabrać głos jako pierwszy, by przekazać wam wiadomość, że we wszystkich siołach i osadach górskich Karkonoszy opowiadają ludzie iż jest w Karpaczu pewien bogaty laborant, bardzo skąpy i bardzo chciwy. Oszukuje on zielarki, które zbierają dla niego zioła i korzenie niektórych roślin oraz nabywców swych lekarstw. Także swemu rodzonemu bratu nie dopomógł w biedzie, lecz go oślepił.
Po tych słowach zadrżał brat drwala. Domyślił się bowiem, że o nim była mowa, a tymczasem zabrał głos kruk następny. - Jestem krukiem z Gór Kaczawskich i przyfrunąłem tu z taką samą wiadomością. W moich górach i we wsiach rozrzuconych nad rzeką Kaczawą, ludzie opowiadają o tym złym człowieku z Karpacza, który mimo dostatniego życia oślepił rodzonego brata za garstkę mąki na kluski dla jego głodnych dzieci.
Podobne słowa powtórzyły kruki z Gór Izerskich, Rudaw Janowickich oraz Gór Sokolich, Orlickich i innych. Gdy zabrał głos kruk z Gór Kamiennych, na laborancie ścierpła skóra ze strachu. Pożałował swej ciekawości, wstał szybko i zaczął uciekać. Wpadał na krzaki i pnie drzew, przewracał się na nierównościach terenu, kamieniach i korzeniach.
W pewnej chwili usłyszał głosy kruków, które pozostawił za sobą.
- Ktoś ucieka!
- To on! On jest tutaj!
- Łapmy go!
- Zabijmy go! Zabijmy go!
Po tych słowach poczuł zimny pot, spływający po plecach i przyspieszył kroku, lecz nie udało mu się uciec. Kruki dogoniły go w chwili gdy upadł. Szponami i ostrymi dziobami rozszarpały go na kawałki, a odzież jego porozrzucały po okolicznych lasach.
Od tego właśnie wydarzenia skały nad Niedźwiadą zaczęto nazywać Kruczymi Skałami, a dolinę Niedźwiady - Sowią Doliną. Dziś tylko te nazwy świadczą o prawdzie zawartej w tej mądrej opowieści o dwóch braciach z Karpacza.